technology-792175_1280Obecna w naszym kraju od kilku miesięcy susza oraz unaoczniona niskim stanem wód w rzekach słaba kondycja branży energetycznej, wymagającej kosztownych inwestycji z pewnością w niedługim czasie przyczyni się do odczuwalnego przez większość z nas wzrostu cen żywności i energii, ale w niedalekiej perspektywie nieoczekiwany wzrost cen może także dotknąć użytkowników mobilnego Internetu.

antennas-55912_1280Na trwającej już ponad pół roku aukcji częstotliwości 800MHz i 2,6GHz pod LTE możemy obserwować nieustający wzrost cen, których poziom powoli zaczyna być niebezpieczny zarówno dla operatorów jak i coraz szerszej grupy jego użytkowników, a poaukcyjny krajobraz mocno zróżnicowanych zasobów oraz poniesionych kosztów może zachwiać całym polskim rynkiem telekomunikacyjnym.

Drugie podejście

Trwająca licytacja częstotliwości została ogłoszona przez Magdalenę Gaj, prezes Urzędu Komunikacji
Elektronicznej 10 października 2014r. po tym jak poprzednia z 30 grudnia 2013r. została odwołana po oprotestowaniu jej przez większość startujących w niej podmiotów skarżących się na nieodpowiadającą im formę licytacji oraz wykryte błędy formalne popełnione przez regulatora. Obecna aukcja rozpoczęła się dokładnie 10 lutego 2015 roku, wcześniej dla wszystkich uczestników przeprowadzone zostały szkolenia oraz jednodniowe tzw. aukcje próbne, aby mogli dokładnie zapoznać się z systemem oraz przeprowadzić symulację przebiegu licytacji. Operatorzy walczą w niej o maksymalnie dwie rezerwacje częstotliwości z pasma 800 MHz (czyli do 20 MHz) oraz maksymalnie cztery rezerwacje z zakresu 2,6 GHz (nie więcej niż 40 MHz). Szczególnie cenne znaczenie dla operatorów ma tutaj pasmo 800 MHz, które pozwoliłoby na uruchomienie szybkiej transmisji danych LTE na obszarach mniej zurbanizowanych przy zmniejszonej liczbie drogich stacji bazowych. W aukcji od początku uczestniczy sześć spółek: Hubb Investments, NetNet, Orange Polska, P4 (Play), Polkomtel (Plus) oraz T-Mobile Polska i jak dotąd jedynie Plus na początku marca ogłosił rezygnację z walki o pasmo 800 MHz, pozostając jednak nadal w walce o 2600 MHz.

Długi maraton zamiast sprintu

Walka pomiędzy operatorami odbywa się w systemie rund negocjacyjnych, których jednego dnia może być od pięciu do sześciu, a kończy się w momencie, gdy żaden z uczestników nie zadeklaruje wyższej kwoty. Większość operatorów tym razem nie miała żadnych większych zastrzeżeń odnośnie formy licytacji mając jednocześnie nadzieję na możliwie szybkie jej zakończenie, co pozwoliłoby na szybsze zwiększenie zasięgu oraz szybkości i pojemności sieci. Uczestnicy zdawali sobie jednocześnie sprawę, że może ona potrwać nieco dłużej niż kilka dni, a sama prezes w wywiadzie dla PAP jeszcze przed jej rozpoczęciem stwierdziła, że może ona potrwać zarówno jeden dzień jak i nawet miesiąc. Raczej mało kto się jednak spodziewał, że będzie ona trwała ponad pół roku bez większych nadziei na rozstrzygnięcie w najbliższym czasie. A potrwać może jeszcze znacznie dłużej, bo za jej ostateczne zakończenie uważa się brak aktywnych ofert na wszystkich blokach, więc nawet gdy firmy ostatecznie odpuszczą licytację najdroższych bloków 800 MHz, będą mogli nadal podbijać znacznie tańsze bloki 2,6 GHz z większej puli, przebijając oferty znacznie mniejszymi kwotami znacząco przeciągać całą procedurę. Jedynym zabezpieczeniem, które może ich przed tym powstrzymać jest konieczność okresowego wpłacenia części zadeklarowanych kwot w formie nieoprocentowanego depozytu, co oznacza istotne koszty finansowe dla każdego z uczestników.

Szybujące ceny

Urząd Komunikacji Elektronicznej po zakończeniu ostatniej rundy negocjacyjnej w danym dniu publikuje na swoich stronach raport o najwyższych zadeklarowanych przez operatorów kwotach dla każdego z licytowanych bloków częstotliwości, nie możemy jednak sprawdzić który z operatorów złożył najwyższą ofertę, ponieważ licytacja przebiega w sposób zanonimizowany i żaden z uczestników nie wie który z rywali złożył w danej chwili najwyższą ofertę, wie tylko czy jego oferta jest najwyższa lub nie.  W opublikowanym dziś raporcie po 98 dniach aktywnej licytacji, łączne kwoty za wszystkie bloki osiągnęły już blisko 6,3 miliarda zł, z czego najwięcej bo aż 5,7 miliarda przypada na bloki A1-A5 z reprezentujące pasmo 800 MHz. Dla zobrazowania sytuacji, zakładane przychody z aukcji ujęte w budżecie państwa przewidywały kwotę 1,8 do maksymalnie 3 miliardów zł, co oznacza że już teraz przekroczono tę najbardziej optymistyczną z punktu widzenia budżetu kwotę ponad dwukrotnie. Taki stan rzeczy z pewnością nie będzie miał pozytywnego wpływu na sytuację rynkową, o czym już w marcu mogliśmy przeczytać w oświadczeniu Polkomtela po wycofaniu się z licytacji bloków 800 MHz:

„Dotychczasowy przebieg aukcji wskazuje, że może dojść do rozwiązań negatywnych. Zamiast pozytywnego rozwiązania i stworzenia jednej lub dwóch równoważnych sieci, powstać może stan nierównowagi rynkowej i zaburzenia konkurencji. Podobną opinię wyraziła również między innymi  pani Anna Streżyńska, była Prezes UKE, w artykule opublikowanym w Rzeczpospolitej”.

Według tej spółki bowiem najlepszym sposobem wykorzystania częstotliwości 800 MHz byłoby zbudowanie jednej wspólnej sieci o szerokości 30 MHz lub dwóch równoważnych po 15 MHz. Trudno ocenić czy taki scenariusz faktycznie byłby możliwy i najlepszy dla użytkowników, ani też przewidywać jaką kwotę ostatecznie będą musieli zapłacić operatorzy za licytowane pozwolenia radiowe, ale widząc jak po każdym dniu cena wzrasta o blisko 100 milionów zł, którą to kwotę ostatecznie to my, użytkownicy będziemy musieli zapłacić w rachunkach, trudno patrzeć na tę sprawę optymistycznie.

Do ostatniej kropli

Mimo iż informacje z dziedziny wszelkiego rodzaju przetargów i pozwoleń nie cieszą się zbyt dużym zainteresowaniem wśród zwykłych użytkowników, dwa lata temu dość głośnym echem odbiła się informacja o decyzji czeskiego regulatora telekomunikacyjnego, który zdecydował się na przerwanie aukcji częstotliwości radiowych LTE ze względu na jego zdaniem popartym analizą niezależnych ekspertów zbyt wysokie ceny w trwającej licytacji, osiągające wartość w przeliczeniu 3,1 miliarda złotych. Regulator nie chciał bowiem doprowadzić do wzrostu cen usług oraz spowolnienia rozwoju całej branży.

U nas jednak nikt takich planów nie ma i jest już niemal pewne, że walka będzie toczyć się do ostatniej kropli krwi, w dokumentacji konkursu nie ma bowiem ujętej żadnej awaryjnej furtki, w związku z czym jego wstrzymanie lub przerwanie najpewniej wiązałoby się z koniecznością wypłat odszkodowań dla każdej z uczestniczących w nim spółek, zamrażających w aukcji swój kapitał. Taki scenariusz wykluczył również kilka dni temu Andrzej Halicki, minister administracji i cyfryzacji, twierdząc jednocześnie iż „priorytetem w tej sprawie są inwestycje w szybki Internet za wszelką cenę”. Pytanie brzmi, skąd operatorzy wezmą pieniądze na dalsze inwestycje po wydaniu tak znaczących kwot na sam zakup częstotliwości i czy użytkownicy będą jeszcze w stanie za niego zapłacić. Oprócz pozwoleń konieczne jest przecież także fizyczne uruchomienie sieci, czy to przez budowę nowych masztów, czy też zakup odpowiednich licencji i wdrożenie ich na istniejących stacjach, a to także wiąże się z kosztami. Trudno nie odnieść wrażenia, że rodzimy regulator zupełnie nie przejmuje się tym jak będzie wyglądał rynek telekomunikacyjny po zakończeniu aukcji i jakie koszty z tego tytułu poniosą użytkownicy, a jedynym kryterium, które ma dla nich znaczenie jest jak najwyższa kwota ze sprzedaży, która trafi do państwowej kasy.

Operatorzy milczą i …podnoszą ceny

Uczestnicy aukcji nie zbyt chętnie wypowiadają się o aktualnej sytuacji w trwającej aukcji czy też o swoich planach, co oczywiście jest w pełni zrozumiałe, ale co jakiś czas docierają nieoficjalne sygnały, że wysoko podbijane ceny stanowią dla nich niemałe wyzwanie. Dla zwykłego klienta ceny w aktualnie dostępnych ofertach mobilnego Internetu są nie tylko możliwe do zaakceptowania, co często nawet śmiesznie niskie w porównaniu z ofertami stacjonarnymi po wliczeniu wszystkich dodatkowych opłat instalacyjnych i opłaty za utrzymanie łącza w sieci Orange. Nadal bowiem można skorzystać z wciąż dostępnego bezpłatnego internetu Aero2 z prędkością do 512kb/s lub też bez trudu zdobyć starter sieci Red Bull Mobile z promocyjnym „darmowym LTE„, który wymaga jedynie aktywnej karty na połączenia wychodzące, promocji 10GB za 10 zł w Play czy 6GB za 6zł w Orange. Takie promocje dostępne są jednak najczęściej w ofertach pre-paid na czas określony lub z klauzulą dostępności „do odwołania” co daje operatorowi prawo do ich wycofania w dowolnym momencie bez żadnych konsekwencji – w przeciwieństwie do umowy abonamentowej, której warunki obowiązują najczęściej przez 2 lata od podpisania. A gdy przyjrzymy się dobrze ofertom abonamentowym, to szybko się okazuje, że od kilku miesięcy większość operatorów systematycznie podnosi ich ceny, stawiające częściej na okazyjne, krótkoterminowe promocje, niż obniżenie cen w regularnych ofertach. Doskonale widoczne jest to na przykładzie najnowszej oferty sieci Play, w której pakiet LTE bez limitu kosztuje już 89,90zł, podczas gdy w poprzedniej ofercie taki luksus oferowany był za jedyne 49,99zł (Formuła 4G LTE Unlimited). Wcześniej podobny trend można było zaobserwować w ofertach T-mobile oraz Plusa. Nie oznacza to co prawda, że po zakończeniu aukcji znikną wszystkie promocje, być może nawet pojawi się ich więcej, ale w realiach ogromnych kosztów związanych z obsługą finansowania, ciężko będzie zatrzymać trend wzrostu cen i zamiast niższej ceny częściej zobaczymy dodatkowe, zwykle niepotrzebne usługi i pakiety.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dodając komentarz akceptujesz zasady zarządzania treścią w serwisie Techmobile.pl

css.php